W poniedziałki do 11 rano opowiadamy sobie z koleżankami miniony weekend, licytując się, która miała gorszy. Wygrałam.
We wtorek musiałam przekazać negatywny feedback podwładnemu. Postanowiłam zrobić to metodą sandwich, która jest wyjątkowo okrutna – zwłaszcza, że zabrakło mi jednej kromki.
Do środy czas szybko zleciał. W pracy zapytano mnie o progress w moich taskach. Powiedziałam, że jest ich tyle, że sama nie wiem, od czego zacząć. Trochę mi dokopano, mówiąc, że tylko ja nie wiem. Na szczęście rozesłałam ankietę, z której jednoznacznie wynika, że nie tylko ja – inni też nie wiedzą, co ja robię w tej firmie.
Wyniki opracowałam w czwartek: wykres, kolorowe słupki, czytelna legenda. Jak się za coś zabieram, to robię to porządnie, więc zostało mi mało czasu na kawę.
Miałam na myśli pracę – nie kawę, lecz był już piątek. Do całego zespołu dotarło, że nie tylko pracą żyje człowiek, więc poszliśmy na służbowego szampana. Jeden dla mnie, drugi dla pozostałych.
Jakiś czas temu poznałam ciekawego mężczyznę przez internet. Pociągało mnie w nim to, że nie miał zdjęcia z kotem i tajemniczy brak opisu. Umówiłam się z nim na sobotni wieczór, na który czekałam.
W końcu nadszedł. Mężczyzna zapytał mnie, czym się zajmuję – nareszcie mogłam się pochwalić, że jestem supervising financial consultant na levelu associate, niedługo awansują mnie na senior partner w firmie, która jest global. Zapytał też, czy mówię po polsku. Powiedziałam, że of course.
Nie zrozumiał.
W poniedziałek znowu wygram. Bo jestem the best.
(2019)